Rozdział 2
Czy ręka maczała w tym palce?
Siedzę w klasie i patrze jak pani Spooky objaśnia z wielką zawziętością jakieś działania przeciwko jakiejś tam armii, z którą podobno się "zmierzymy" i kiedy wygramy, ona będzie w "siódmym niebie". Chociaż jak sama tłumaczy "Do nieba raczej nie pójdzie" i że nie wie w ogóle co to jest.
Pani Spooky to dyrektorka Akademii Zła. Ma czarne włosy, nieco poczochrane, z szarymi pasemkami. Ubiera się też na czarno i często nosi skórzaną kurtkę i jakiś medalion, którego nie pozwala dotykać. Ma moc walki i mroku. Bardzo ją lubię, nasza klasa ma szczęście, że to właśnie ona nas uczy. Ta...pewnie myślicie, że w po stronie Zła nie ma innych nauczycieli. Oczywiście, że są. Ale pani Calasis Spooky to najlepsza ze wszystkich nauczycielek.
Otwieram puchaty piórnik i dyskretnie odsłaniam wyblakły futerał z podpisami przyjaciół. "Zaraz koniec lekcji całe szczęście bo umieram z głodu" - myślę. Słyszę, że ktoś mówi cichutko "hej!". Odwracam głowę i widzę Jacka, który się do mnie uśmiecha. W tej samej chwili na telefonie wyświetla mi się wiadomość od niego: "Idziemy razem po lunch? :) " Potakuję mu głową, na co on uśmiecha się spode łba. Zamachałam kucykami i spojrzałam na Savirę. "Chyba się źle czuje...". Na tę myśl wysyłam jej pozytywną emotkę i zdjęcie na które wkradł mi się Jack i Joke robiąc głupie miny. Uśmiecha się smutno i widzę jak jedną ręką podtrzymuje głowę, a drugą trzyma na kartce z rysunkami. Patrzy na oddalające się czarne i białe kruki. Jakby nieświadomie, przejechała palcem po papierze. Wzdrygnęłam się. W miejscu gdzie dotknęła palcem, papier został równo przedarty.
➳
- Jack... Zrobiła coś bardzo dziwnego. I to wcale nie swoją "mocą". Gdyby zdobyła jakiś dar, na pewno, by mi o tym powiedziała. Nie robi niespodzianek. Nigdy nie robiła. - tłumacze Jack'owi, ale chyba nie za bardzo go to obchodzi. Wiecznie jest zainteresowany tylko mną albo najwyżej rozmową z moim bratem.
- To może z nią pogadaj?
- A co ja mam jej powiedzieć?! - pytam oburzona.
- Nie wiem. Że ma fajną rękawiczkę? Tylko dlaczego taka prześwitująca i tylko jedna?
Krztuszę się i prawie wypluwam makaron. Odwracam się w odwrotną strone na moście, żeby nie zwymiotować na kogoś. Jack klepie mnie po plecach, tak mocno, że jeszcze chwila i gdybym nie rzuciła w niego widelcem, już dawno topiłabym się dokładnie 3131 metrów niżej, w rzece, której nazwy nawet nie pamiętam!
- Faktycznie! Dłoń Saviry była ciemniejsza niż jej skóra! Ugh! - klepę się po czole. -Ale teraz nie mam czasu na rozmyślania o tej dziwnej sprawie.
- O... No witam kochanych przyjaciół - słyszę ciepły śpiewający głos mojej siostry.
Idzie podparta ręką z Charlie'm Cobblepot'em. Od kiedy to oni tak chodzą? Charlie w ogóle z wyglądu nie przypomina ojca. Jest sobą i tylko ma nazwisko i rozwój intelektualny po ojcu.
- Savira tam idzie - mówi - Jest jakaś znudzona i smutna. Może potrzebuje pomocy psychiatry? - mruga zaczepnie do mnie.
Wreszcie sobie poszli. Gadają tylko i nic.
- Hej, Savira co się dzieje? - pytam.
- Jakoś źle się czuję... Wczoraj wieczorem okropnie bolała mnie ręka i zaczeła być sina... Może ktoś mi ją złamał? Albo rzucił urok...?
Tłumacze jej teraz co zrobiła na lekcji. Nie wykazuje przerażenia.
- E, pewnie ci się zdawało...
- Nie, to ty zrobiłaś na pewno! O już wiem co cię pocieszy! Zobacz mamy milion odsłon na ostatniej piosence!
-Naprawdę!? - wreszcie się ożywia - Piątka!
Nie wiem co się stało. Zobaczyłam tylko jak czerń z dłoni Saviry powiększa się aż do łokcia. Poczułam silne uderzenie w głowę oraz ból w plecach i nogach. Zsuwamsię z czegoś.Myślałam że zemdlałam. Z mojej kieszeni wyleciał nóż. Kiedy usiłowałam się podnieść ze ściany pod którą leżałam odpadło trochę tynku i farby.
- O nie, Hiley co ja ci zrobiłam! - krzyknęła Savira. - Żyjesz? Bardzo cię boli?
Dotknęła mojego ramienia, ale zamiast poczuć ulgę poczułam ciepło i strzepnęłam jej rękę. W miejscu w którym ją trzymała został ślad po oparzeniu. Ujęła moją dłoń. Znów ją zabrałam i zgiełam się z bólu. Moją dłoń pokrywała siateczka krwi.
- Nie...nie martw się, to nie twoja wina...
Jack odprowadził mnie do pielęgniarki. Zaraz potem wyszedł.
Jako Hiley Quinn trafiałam tu bardzo często. Bijatyka lub kłótnia na korytarzu nie są mi obce, chociaż przyznam, że czasami naprawdę nie mam na to ochoty. Pielęgniarka przykłada mi okład do czoła.
- Oprócz zadrapanego łokcia i małego siniaka na głowie, nie masz żadnych urazów. Nadzwyczajne. Przychodzisz tu tak często, a nigdy nie mogę się nadziwić twoim zdolnościom. Jak ty to robisz? To czyjaś zasługa, czy może siła woli? - zapytała.
- Hm...- zamyśliłam się - Jestem pewna, że odziedziczyłam jakąś umiejętność po rodzicach. Prawdopodobnie tę po tacie, a zwinność po mamie. To takie dziwne.
Pielęgniarka kazała mi odpocząć i chwilę tutaj posiedzieć. Z dala od całego zgiełku na korytarzu. Myślę ponownie o Lavender. Ciekawe czemu tak przylepiła się do Charlie'ego. Może dla kasy? Albo ojciec chce zrobić coś przeciwko Cobblepot'owi? Ale gdyby się tak zastanowić... Lavender i Charlie pasowali do siebie.
Nagle słyszę jakieś głosy za drzwiami. Drzwi otwierają się, a w nich stoi cały BloodyBand. Wszyscy rzucili się w moją stronę (na szczęscie na mnie nie wpadli). Poczułam się przez chwilę jak kropelka wody o którą każdy na pustkowiu walczy, albo jak galeria handlowa w Mielcu.
Pchali się jeden na drugiego i tylko Savira jakimś cudem wystawiłą rękę ( tą czarną) i wszyscy zatrzymali się w osłupieniu.
- Hiley nie stało ci się nic poważnego...? - pyta Jane wodząc dłonią po moim policzku.
- Nie, nic mi nie jest. Możemy już iść.
Dotknęła mojego ramienia, ale zamiast poczuć ulgę poczułam ciepło i strzepnęłam jej rękę. W miejscu w którym ją trzymała został ślad po oparzeniu. Ujęła moją dłoń. Znów ją zabrałam i zgiełam się z bólu. Moją dłoń pokrywała siateczka krwi.
- Nie...nie martw się, to nie twoja wina...
Jack odprowadził mnie do pielęgniarki. Zaraz potem wyszedł.
Jako Hiley Quinn trafiałam tu bardzo często. Bijatyka lub kłótnia na korytarzu nie są mi obce, chociaż przyznam, że czasami naprawdę nie mam na to ochoty. Pielęgniarka przykłada mi okład do czoła.
- Oprócz zadrapanego łokcia i małego siniaka na głowie, nie masz żadnych urazów. Nadzwyczajne. Przychodzisz tu tak często, a nigdy nie mogę się nadziwić twoim zdolnościom. Jak ty to robisz? To czyjaś zasługa, czy może siła woli? - zapytała.
- Hm...- zamyśliłam się - Jestem pewna, że odziedziczyłam jakąś umiejętność po rodzicach. Prawdopodobnie tę po tacie, a zwinność po mamie. To takie dziwne.
Pielęgniarka kazała mi odpocząć i chwilę tutaj posiedzieć. Z dala od całego zgiełku na korytarzu. Myślę ponownie o Lavender. Ciekawe czemu tak przylepiła się do Charlie'ego. Może dla kasy? Albo ojciec chce zrobić coś przeciwko Cobblepot'owi? Ale gdyby się tak zastanowić... Lavender i Charlie pasowali do siebie.
Nagle słyszę jakieś głosy za drzwiami. Drzwi otwierają się, a w nich stoi cały BloodyBand. Wszyscy rzucili się w moją stronę (na szczęscie na mnie nie wpadli). Poczułam się przez chwilę jak kropelka wody o którą każdy na pustkowiu walczy, albo jak galeria handlowa w Mielcu.
Pchali się jeden na drugiego i tylko Savira jakimś cudem wystawiłą rękę ( tą czarną) i wszyscy zatrzymali się w osłupieniu.
- Hiley nie stało ci się nic poważnego...? - pyta Jane wodząc dłonią po moim policzku.
- Nie, nic mi nie jest. Możemy już iść.
➳
Idę korytarzem szukając Saviry. Wysyłam do niej sms'a z pytaniem gdzie jest, na co odpawiada: "Idź na stołówkę. Bądź spokojna i nie panikuj." Ależ oczywiście że... od razu spanikowałam. "Zabiła kogoś? Znowu kogoś rozszarpała?" - myślę.
Z pomieszczenia unosi się chmara czarnego dymu. Stołówka jest jednym z większych pokoi w szkole, ponieważ zajmują ją wszyscy, ze strony Zła, jak i Dobra. Znajduje się blisko dormitorium we wschodnim skrzydle Akademii. Wchodze zaciekawiona.
-Infierno! ja tego nie zrobiłam! - krzyczy smoczyca o miodowych włosach w herbacianej czapce i z plastrem na nosie. Spodobała mi się jej karminowa bluzka.
Z żalem patrzę na moją eozynową bluzkę i nędzne czarne szelki połączone z króciutką spódniczką i butami w kolorze kości słoniowej.
- Spokojnie, Almo... - powiedziała Olimpia, dyrektorka Akademii Dobra. Tak się zapatrzyłam na stroje, że jej nawet nie zauważyłam.
- Jak mam byc spokojna skoro ona niesłusznie oskarża mnie o podpalenie stołówki! - nadal krzyczy. - Savira już wyjaśniała, że to faktycznie nie ja, tylko ona, więc nie rozumiem dlaczego estupido Cezaryna twierdzi inaczej! Zaraz to ja coś podpalę!
- Almo Anah Ivany Fuego! Masz natychmiast przestać krzyczeć, bo przez to zostaniesz ukarana! - odpowiada Olimpia.
- Pani Spooky nie zabije mnie za coś czego nie zrobiłam!
- Ugh, Almo Fuego! - mówi stukając obcasem o podłogę.
- Hej, to musiałaś być ty, na nazwisko masz nawet ogień! - woła złośliwie jakaś kotołaczka.
Chyba rozumiem. Ręka Saviry podpaliła pomieszczenie, a ta liliowowłosa kocica uśmiechająca się pod ścianą obwiniła tę...Almę. To się robi coraz gorsze. Muszę coś szybko wymyślić, bo inaczej ten duch lub demon, który opętał rękę mojej przyjaciółki może przejść na całą jej postać i dokładnie nią kierować, tak żeby Savira nie miała własnej woli. Brr!
Z pomieszczenia unosi się chmara czarnego dymu. Stołówka jest jednym z większych pokoi w szkole, ponieważ zajmują ją wszyscy, ze strony Zła, jak i Dobra. Znajduje się blisko dormitorium we wschodnim skrzydle Akademii. Wchodze zaciekawiona.
-Infierno! ja tego nie zrobiłam! - krzyczy smoczyca o miodowych włosach w herbacianej czapce i z plastrem na nosie. Spodobała mi się jej karminowa bluzka.
Z żalem patrzę na moją eozynową bluzkę i nędzne czarne szelki połączone z króciutką spódniczką i butami w kolorze kości słoniowej.
- Spokojnie, Almo... - powiedziała Olimpia, dyrektorka Akademii Dobra. Tak się zapatrzyłam na stroje, że jej nawet nie zauważyłam.
- Jak mam byc spokojna skoro ona niesłusznie oskarża mnie o podpalenie stołówki! - nadal krzyczy. - Savira już wyjaśniała, że to faktycznie nie ja, tylko ona, więc nie rozumiem dlaczego estupido Cezaryna twierdzi inaczej! Zaraz to ja coś podpalę!
- Almo Anah Ivany Fuego! Masz natychmiast przestać krzyczeć, bo przez to zostaniesz ukarana! - odpowiada Olimpia.
- Pani Spooky nie zabije mnie za coś czego nie zrobiłam!
- Ugh, Almo Fuego! - mówi stukając obcasem o podłogę.
- Hej, to musiałaś być ty, na nazwisko masz nawet ogień! - woła złośliwie jakaś kotołaczka.
Chyba rozumiem. Ręka Saviry podpaliła pomieszczenie, a ta liliowowłosa kocica uśmiechająca się pod ścianą obwiniła tę...Almę. To się robi coraz gorsze. Muszę coś szybko wymyślić, bo inaczej ten duch lub demon, który opętał rękę mojej przyjaciółki może przejść na całą jej postać i dokładnie nią kierować, tak żeby Savira nie miała własnej woli. Brr!
➳
Siedzimy z Jackiem na sofie u mnie w pokoju i oglądamy film. Rozmawiałam z nim o tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.
- Nie przejmuj się. Jakoś jej pomożemy uciec od tego. Może sama sobie poradzi... jak myślisz: to jest demon czy duch? - mówi obejmując mnie ramieniem.
- Obstawiam demona. - pocałowałam go. - Nie uważasz że to śmieszne? Demon, który opętał demona.
- Będzie miał niezłą historię w szkole ha! - śmiał się.
- Kocham cię Jack...- wyszeptałam wtulając się w niego.